Ta recenzja miała pojawić się w
środę, ale niestety, nadmiar obowiązków sprawił, że nie miałam
siły na nic kreatywnego. Poza tym, chciałam zrobić zdjęcia w
świetle dziennym, jako że lampy przekłamują kolor.
Tydzień z mazidłem wymyśliłam
sobie, żeby poużywać szminek, które posiadam. Wybieram jedną z
nich i używam przez siedem dni. A potem, jeśli jeszcze jej tu nie
opisałam, recenzja ląduje tutaj. Proste.
|
Nie, to nie więzienie, to siatka zabezpieczająca dla kotów. |
W zeszłym tygodniu używałam Nyx
Pumpkin Pie. Według producenta jest to brzoskwiniowy beż, według
mnie... jest to beż z różowymi tonami, brzoskwini nie widzę.
Piękny, jesienny kolor, który będzie pasował wielu osobom. Jest
to jeden z niewielu odcieni nude, które mogę nosić i nie wyglądam
jak trupek.
|
Najlepsze zdjecie jakie udało mi się zrobić. |
Opakowanie jakie jest każdy widzi.
Dodam, że ani noszenie w kieszeni, ani luzem w torebce nie
spowodowało katastrofy. Nic się nie porysowało, nie otworzyło,
nie starło, naklejka została na miejscu.
Pumpkin Pie ma kremowe wykończenie,
jest świetny do dziennych makijaży. Nakłada się jak marzenie,
wystarczy jedna warstwa. Utrzymuje się na ustach około 2-3 godzin,
ale jeśli ktoś nie pije w ciągu dnia tak dużo jak ja, pewnie
będzie się cieszył się kolorem dłużej.
Szminka wymaga idealnych ust, podkreśla
suche skórki, włazi we wszelkie załamania. Używałam jej razem z
Carmexem, ale dopiero roztarcie po aplikacji, dawało zadowalający
efekt. Jest to jednak jedyna wada.
W tym tygodniu zaś testuję Viperę.
Recenzja wkrótce.