Po miesiącu projektu łazienkowego udało mi się zużyć jedna trzecią Honey I washed the kids i może dwadzieścia procent galaretki Lushowej, a także zupełnie wykończyłam trzy produkty.
- żel Be Beauty Japonia – o którym już pisałam w ulubieńcach sierpnia. Podtrzymuję wszystko co tam napisałam.
- Orginal Source płyn do kąpieli – kupię kolejną butelkę jak tylko skończę projekt. To jak kąpiel w rozpuszczonych czekoladkach After Eight.
- Peeling żurawinowy TBS- do pustego opakowania przelałam trochę peelingu mango i zostawiłam u rodziców. Zdążyłam tuż przed pojawieniem się nowej świątecznej kolekcji w The Body Shop.
Na wykończeniu znajduje się już żel Adidasa, zostały może dwa użycia, ale nad nim pracuje TŻ.
Oprócz tego zużyłam w październiku:
- mleczko Garnier podstawa pielęgnacji – bardzo je lubię. Pachnie świeżo, usuwa wszystko co powinien. Więcej od mleczka kosmetycznego nie wymagam. Jak widac po opakowaniu, wycisnęłam do ostatniej kropli.
- Szampon wzmacniający Joanna – na początku nie spodobał mi się, włosy po nim były przyklapnięte i splątane. W miarę zużywania pokazał swoje zalety, włosy stały się milsze w dotyku i lepiej wyglądały.
- Masło do ciała Duo Macadamia z TBS – ciekawy pomysł i fajny kosmetyk, ale ciężko było wydobyć końcówkę kosmetyku. Z chęcią kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie lżejszej części kosmetyku.
- Próbka BB kremu Missha – bardzo przypadł mi do gustu, zastanawiam się nad pełnowymiarowym opakowaniem.
- Zmywacz Sensique- buteleczki brak, bo wraz z odlewką Nailty została u rodziców. Nie polecam, działa słabo musiałam się nieźle namęczyć by zmyć lakier.
Na razie to wszystko. Nie jestem może przodownikiem zużywania, ale co tam :). Mam nadzieję, że w listopadzie pójdzie mi lepiej.