.biemi napisała notkę, w której powołuje się na moją opinię o tym
cudzie. Nic tak nie motywuje do skończenia i opublikowania recenzji,
jak wzmianka na blogu kogoś innego.
Żel
kupiłam, ponieważ szukałam czegoś łagodnego do mycia twarzy, a
micel z Biedronki jakby ją podrażniał. Czytałam pozytywne
recenzje innych produktów z tej serii, kosmetyk nie był drogi,
uznałam, że co najwyżej będzie zbyt łagodny.
Oto
co obiecał mi producent, czytając nie mogę powstrzymać się od
chichotu:
Oparty
na delikatnych substancjach myjących dokładnie i głęboko
oczyszcza skórę, nie naruszając bariery ochronnej naskórka.
Alantoina, sok z aloesu oraz substancje czynne zawarte w ekstrakcie z
czerwonej koniczyny działają kojąco i łagodząco na skórę
twarzy. Nie zawiera mydła.
Efekty codziennego stosowania żelu:
- pozwala dłużej utrzymać matowy wygląd skóry
- nadaje skórze elastyczność oraz odpowiednie nawilżenie
- działa witalizująco i tonizująco
Efekty codziennego stosowania żelu:
- pozwala dłużej utrzymać matowy wygląd skóry
- nadaje skórze elastyczność oraz odpowiednie nawilżenie
- działa witalizująco i tonizująco
Umyłam
twarz wieczorem, rano, pachniał ziołowo, trochę jak szampon z
łopianem, skóra była wręcz „piszcząco” czysta. Gdzieś w
połowie dnia odkryłam, że świecę się jak latarnia morska. Ale
mam tłustą cerę, jest ciepło, użyłam tylko Bbkremu.
Przypudrowałam się zatem i zapomniałam o sprawie.
Następnego
dnia rano zauważyłam, że to twarz jakby trochę gorzej wygląda,
jakaś taka szara. Poleciałam do pracy, mając zamiar zgłębić
problem wieczorem. Koło południa ogarnęło mnie takie dziwne
uczucie, swędzenie policzków. Ostatnio swędziały mnie tak, gdy
byłam z wizytą w fabryce chemikaliów i się na coś uczuliłam.
Zaintrygowana obejrzałam się w lustrze z bliska. O, mam zapchane
pory! A, i jeszcze suche skórki. Ja! Mam! Suche! Skórki! WTF?!
Nie
wiem jak ten żel ma być łagodzący, skoro zdziera z twarzy
wszystko lepiej niż słynny Normaderm Vichy (który, BTW, nie robił
mi krzywdy). Po powrocie do domu zmyłam wszystko micelem z Ziaji,
nałożyłam na twarz maseczkę z kremu nawilżającego. Uff, nie
swędzi.
Najpierw
chciałam z niego korzystać tylko raz dziennie, ale potem
zastanowiłam się po co? Dla zużycia? Ale ja nie robię postów
denkowych, więc nikt się o mojej dzielności nie dowie. To po co
mam się znęcać nad skórą?
Chciałam
też sprzedać go Mężowi, ale Mąż wyhodował sobie suchą strefę
T, więc też odpada.
Zapewne
są osoby, którym kosmetyk pasuje, używają i sobie chwalą. Ja, z
przyczyn oczywistych, nie wrócę do niego.
No to faktycznie klapa :) A może masz uczulenie na któryś ze składników?
OdpowiedzUsuń