Jakiś czas temu żaliłam się, że
nie byłam w stanie znaleźć wycofywanego fioletowego eyelinera
Essence. Nawet notkę o tym popełniłam, przepełnioną emocjami.
Byłam w Douglasie parę dni temu i z
przyzwyczajenia podeszłam do szafy Essence. Królowały niedobitki
kolekcji Circus Circus, albo raczej królował stand, wypełniony
powrzucanymi bez ładu i składu kosmetykami. A to kredka, a to cień
w kremie, a to fioletowy eyeliner, a to szminki jeszcze w starym
opakowaniu...
Wrrróć!
Fioletowy eyeliner.
Tak, napis "nowość" na wycofywanym produkcie. Czy tylko mnie to dziwi? |
TEN eyeliner. Leży tam, jak skarb
Majów czy Zaginiona Arka.
Ale myślę sobie, nie ze mną te
numery Brunner, to pewnie jeden z tych zmacanych i naruszonych.
Zwłaszcza, że nie zalepiony. Ale w sumie, co mi szkodzi?
Rekonesans, ochroniarze i konsultantki kręcą się w rejonach szaf
Clinique i Dior, dobrze. Z nonszalancką miną łapię zakrętkę,
wprawny ruch dwóch palców i oto co ukazuje się mym oczom:
Ach, ta dziewicza nieskalana powierzchnia! |
Myśl, że pewnie jest stary i
wyschnięty na wiór zagłuszyły fanfary. Fioletowy! O powierzchni
jak tafla jeziora! Niezmacany! Gdzie jest kasa?!?
Tak oto zostałam właścicielką
fioletowego eyelinera Essence. Recenzja będzie za jakiś czas, jak
już ochłonę :)
Gratuluję hehe :D
OdpowiedzUsuńzazdraszczam:-)
OdpowiedzUsuńja jeszcze wczoraj widziałam go u siebie w jakiejś małej drogerii, ale jakoś mnie nie kusi :)
OdpowiedzUsuńSzał ciał! :D
OdpowiedzUsuńbardzo go lubię :)
OdpowiedzUsuńJa też mam na niego ochotę,ale na pewno nie znajdę ;(
OdpowiedzUsuń