Z jednej strony, wkurza mnie
podczepianie się przez firmy kosmetyczne do mody na BB przez
wprowadzanie na rynek produktów, które koło BBkremu nie stały. Z
drugiej strony, dzięki temu na rynku pojawiło się kilka ciekawy
kremów tonujących.
Maybelline Dream Fresh Beauty Balm to
właśnie jeden z nich. Dużo bardziej udany niż BB krem Garniera,
moim skromnym zdaniem.
Zacznijmy od opakowania. Zgrabna,
niewielka tubka, u góry zabarwiona na odcień kremu w środku.
Producent udostępnia nam testery, co mu się chwali, odpowiednio
oznakowane. Można sprawdzić, można dostać próbkę i
przetestować.
Lista ośmiu cudów, jakie krem
wyprawia z naszą skórą jest na opakowaniu. No to jedziemy:
- Koryguje niedoskonałości – rzeczywiście, stają się mniej widoczne, ale korektora nie zastąpi. To krem tonujący, nie podkład.
- Wyrównanie kolorytu – tak jest. Bardzo ładnie dopasowuje się do koloru twarzy, wyrównuje koloryt i nie ciemnieje w ciągu dnia. Byłam zaskoczona, bo zazwyczaj produkty Maybelline są dla mnie zbyt różowe.
- Efekt naturalnego rozświetlenia – no... świecę się po nim. Nie jakoś dramatycznie, ale bez pudru ani rusz. Osoby z suchą cerą mogą uznać ten efekt za pożądany, ja, jak wiele posiadaczek tłustej mam fobię „gotta matte'em all!”
- SPF 30 – yess... między innymi dlatego go kupiłam. Nagradzam producentów, którzy nie tylko pakują filtry do kremów, ale jeśli przyznają się, jaka jest ich siła.
- Nawilżenie na cały dzień – oj, tu troszkę przesadzili. Według mnie, ten krem nie nawilża. Dobrze współpracował z kremem nawilżającym z YR.
- Nietłusta formuła – święta prawda.
- Widoczne wygładzenie – skóra zdecydowanie wygląda lepiej po nałożeniu, ale nie posiadam nierównej cery, by móc ocenić w pelni efekt.
- Uczucie świeżości – wchłania się szybko, nie pozostawia lepkiej warstwy.
Tak zupełnie na marginesie, zastanawia mnie niekonsekwencja tej liście. Dlaczego wszystkie punkty to równoważniki zdań, a jeden nagle nie?
Jestem zadowolona z Dream Fresh BB,
mimo że nie jest to produkt do końca dla mnie ( rozświetlenia na
twarzy się boję i podchodzę do niego nieufnie). Nakładałam go
palcami, nie smużył, nie robił plam. Nie zrobiłam sobie nim
krzywdy. Oczywiście, krem tonujący to nie podkład i po paru
godzinach znikał, ale robił to bardzo równomiernie.
To nie krem BB w pełnym tego słowa znaczeniu, właściwości
pielęgnujących właściwie w nim brak, ale działanie upiększające
podobne. Kupię na pewno kolejną tubkę.
Słyszałam, że ten krem tonujący ma bardzo dużo wspólnego z podkładem tej firmy Ever Fresh. Filtrem kusi, mały kryciem zniechęca... Chyba jednak zostanę przy swoich ulubionych podkładach. :)
OdpowiedzUsuńOpakowanie mi się bardzo podoba i z chęcią bym go kupiła muszę się zastanowić ;)
OdpowiedzUsuń