wtorek, 23 października 2012

Co czytać?

źródło google
Zrobiłam ostatnio rachunek sumienia, w październiku przeczytałam jedną książkę po polsku. Po angielsku zaś... cztery, piąta właśnie się doczytuje, kolejne już się tłoczą na kundelku. Postanowiłam coś z tym zrobić, zanim całkiem zapomnę jak się w ojczystym języku czyta :P.
A zatem ogłaszam listopad miesiącem polskiej literatury.
Macie dla mnie jakieś propozycje? Poszukuję ciekawych współczesnych powieści., najchętniej spoza listy bestsellerów. Nie mam nic przeciwko, ale wolałabym coś mniej oklepanego niż "Kochanie, zabiłam nasze koty". I nie przepadam za poezją.
A co Wy czytacie w tym miesiącu?

środa, 17 października 2012

Marudna Środa


Od ostatniej notki minęło jedenaście dni. Przerwa nie wynika z braku tematów czy chęci, ale straszliwego niedoczasu. Nie chodziłam po sklepach, więc nie mam nowości do pokazania. Wracałam do domu tak późno, że robienie zdjęć nie miało sensu, a ciężko napisać recenzję kosmetyku bez materiału dowodowego. Tydzień z mazidłem przystopował, bo malować też się nie malowałam. Mam tendencję do tarcia zmęczonych od komputera oczu, rozmazałabym każdy tusz.
Jedyne czego używałam to Carmex.


Używam chętnie od kiedy Carmex pojawił się na polskim rynku. Lubię właściwie każdą wersję, najmniej przypadła mi do gustu chyba kolorowa. Dla wygody kupuję zazwyczaj tubki albo sztyfty, słoiczek nie zawsze jest dobrą opcją.
Obecnie mam balsam o zapachu jaśminowej herbaty. Rzeczywiście, pachnie jaśminem, herbatą jakby mniej. I Carmexem :). Aromat przebija wszystkie dodatki zapachowe jakie producent do tej pory stosował, więc osoby nieznoszące go z tej wersji też nie będą zadowolone. 
Jak działa? Doskonale. Mimo ogrzewania w domu, klimatyzacji w biurze, hektolitrów herbaty moje usta wyglądają dobrze. Obce mi są suche skórki czy popękane wargi. Jako bonus dostajemy lekki połysk. Carmex jest też doskonały jako baza pod szminki, zwłaszcza gdy się chwilę po aplikacji poczeka.  
Polecam, jest to jeden z niewielu produktów do ust, których systematycznie używam. 

sobota, 6 października 2012

Ciastko dyniowe od Nyx


Ta recenzja miała pojawić się w środę, ale niestety, nadmiar obowiązków sprawił, że nie miałam siły na nic kreatywnego. Poza tym, chciałam zrobić zdjęcia w świetle dziennym, jako że lampy przekłamują kolor.
Tydzień z mazidłem wymyśliłam sobie, żeby poużywać szminek, które posiadam. Wybieram jedną z nich i używam przez siedem dni. A potem, jeśli jeszcze jej tu nie opisałam, recenzja ląduje tutaj. Proste.

Nie, to nie więzienie, to siatka zabezpieczająca dla kotów.

W zeszłym tygodniu używałam Nyx Pumpkin Pie. Według producenta jest to brzoskwiniowy beż, według mnie... jest to beż z różowymi tonami, brzoskwini nie widzę. Piękny, jesienny kolor, który będzie pasował wielu osobom. Jest to jeden z niewielu odcieni nude, które mogę nosić i nie wyglądam jak trupek.

Najlepsze zdjecie jakie udało mi się zrobić.
Opakowanie jakie jest każdy widzi. Dodam, że ani noszenie w kieszeni, ani luzem w torebce nie spowodowało katastrofy. Nic się nie porysowało, nie otworzyło, nie starło, naklejka została na miejscu.
Pumpkin Pie ma kremowe wykończenie, jest świetny do dziennych makijaży. Nakłada się jak marzenie, wystarczy jedna warstwa. Utrzymuje się na ustach około 2-3 godzin, ale jeśli ktoś nie pije w ciągu dnia tak dużo jak ja, pewnie będzie się cieszył się kolorem dłużej.
Szminka wymaga idealnych ust, podkreśla suche skórki, włazi we wszelkie załamania. Używałam jej razem z Carmexem, ale dopiero roztarcie po aplikacji, dawało zadowalający efekt. Jest to jednak jedyna wada.
W tym tygodniu zaś testuję Viperę. Recenzja wkrótce.