sobota, 31 marca 2012

Rozdanie charytatywne- pomóżmy Blusi znaleźć dom!



Blusia w całej krasie, 



Blusia to bardzo nieszczęśliwy pers, znajdujący się pod opieką fundacji Kot z Torunia. Oto jej historia.

Dorosła, ur. prawdopodobnie w 2005 roku Blusia, szuka cierpliwego i doświadczonego domu. Koteczka przeszła już bardzo dużo w swoim życiu, dawno temu błąkała się zimą na ulicy, głodna, zmarznięta i ciężko chora; po wyleczeniu znalazła dom, który z dnia na dzień, po 5 latach pozbył się jej jak zbędnej rzeczy. Straciła dom, poczucie bezpieczeństwa, wszystko...Koteczka bardzio źle znosi ten dramat i tylko własny dom pozwoli jej odzyskać równowagę. Najodpowiedniejszy dla niej byłby spokojny dom. Busia źle znosi towarzystwo innych kotów, więc aby uniknąć sytuacji konfliktowych, obecnie żyje w izolacji. W swoim domu mieszkała i zaprzyjaźniła się z kotem oraz z psem.
Kotka jest przepięknie umaszczona i ma jedwabiste futerko, jednak nie przepada za zabiegami pielęgnacyjnymi. Blusia ma wadę serca i musi codziennie zażywać tabletkę, którą chętnie przyjmuje.
Szukamy dla Blusi nowego opiekuna, który pokocha ją taką jaka jest i pomoże jej odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Kot, który stracił dom po wielu latach, nie rozumie co się stało, jest przerażony, tęskni. Sprawa jest nagląca, gdyż dłuższy pobyt w odosobnieniu odbija się bardzo na jej stanie zdrowia.
Kontakt w sprawie adopcji:
tel.: 698 175 160

email: kontakt@fundacjakot.pl



W tym rozdaniu nie chodzi o zdobycie nowych czytelników, ale o pokazanie światu Blusi i pomoc w znalezieniu jej domu. Kotka bardzo źle znosi brak swoich ludzi i domu, gdzie byłaby kochana. Może znacie kogoś, kto kocha persy i szuka kolejnego? A może kogoś, kto ma już podobnego kota i szuka mu towarzystwa? Albo może ktoś z Waszych czytelników?

Przy okazji oświadczam, że nie mam żadnych związków z fundacją Kot, a rozdanie to dzieło od początku do końca moje. Fundacja w żaden sposób go nie sponsoruje. Za to wie o nim i mam zgodę na publikację treści ogłoszenia i podanie danych kontaktowych.

Zasady:
Rozdanie jest otwarte dla wszystkich, także dla osób nieposiadających bloga, a nawet dla tych niezwiązanych z tematyką urodową
- Aby zgłosić chęć udziału należy zostawić pod tą notką komentarz z wyrażeniem chęci, oraz spełnić wymagane warunki, określone niżej.
Rozdanie trwa do 27.04.2012 
- Losowanie odbędzie się za pomocą random.org
- Zwycięzca ma cztery dni na zgłoszenie się. W przypadku braku zgłoszenia w tym czasie, losowanie zostanie powtórzone.
- Nagrody zostaną wysłane za pośrednictwem Poczty Polskiej paczką priorytetową. Nie odpowiadam za ewentualne zagubienie paczki.


Warunki konieczne: 
należy na swoim blogu/stronie/forum umieścić informacje o rozdaniu. Informacja musi tam pozostać do momentu zakończenia rozdania. (pasek boczny/podpis na forum) 
- W zgłoszeniu należy podać informacje, gdzie została umieszczona informacja (link do forum/strony w wypadku osób nieblogujących, adres bloga w przypadku blogerów).


Opcjonalnie: 
Można dodać mojego bloga do obserwowanych. Jednak nie jest to warunek konieczny, celem rozdania bowiem jest poinformowanie świata o Blusi (jeśli jesteś członkiem forum wielbicieli krakersów z serem, nie musisz dodawać tego bloga do swego czytnika google. Wystarczy, że wrzucisz na tym forum info o Blusi)

W związku ze specyfiką rozdania, dopuszczam możliwość zrzeczenia się nagrody(gdyby wylosowany został np. wielbiciel krakersów z serem, któremu na nic błyszczyk czy szminka. Taka osoba zostanie otrąbiona jako zwycięzca, ale nie musi przyjmować nagrody). W takim wypadku odbędzie się drugie losowanie.

No to teraz nagrody:


Essence: 
- poczwórne cienie do powiek 05 to die for
- róż w żelu z limitki Vampire's Love 
-błyszczyk 04 Trendsetter
Miss Selene: 
- dwa lakiery do paznokci nr 151 i 238
Shiseido: 
- miniaturka podkładu w kompakcie


Wszystkie produkty są nowe i nieużywane (w różu sprawdziłam jedynie czy pompka działa).

Serdecznie zapraszam do udziału w rozdaniu, a także na stronę fundacji!

niedziela, 25 marca 2012

Z dziennika szalonego naukowca- Annathea testuje Vichy

Uznałam, że nie mogę pisać pełnoprawnej recenzji kremu, nie zużywszy wcześniej pełnoprawnego opakowania. W związku z tym, wszelkie recenzje i opisy rzeczy, które testowałam na sobie, ale miałam tylko miniaturki, będą trafiały do dziennika. 



A miniaturkę kremu Vichy Aqualia Thermal dostałam od Mamy, razem z płynem micelarnym, którego testy rozpocznę jak tylko wykończę Lirene.Krem ten, wg producenta, dogłębnie nawilża, wzmacnia i koi, a przeznaczony jest do cery wrażliwej, ze skłonnością do odwodnienia.
Wrażenia zmysłowe? Krem ma przyjemną, dość gęstą konsystencję, ładny biały kolor i charakterystyczny dla kremów Vichy zapach. Rozprowadza się po skórze łatwo,szybko się wchłania, dobrze współpracuje z podkładami (Bourjois i Rimmel) oraz kremem BB. Twarz po nim zdecydowanie się świeci, trzeba co najmniej przypudrować, ale nie jest to błysk ekstremalny.



Jeśli dobrze zrozumiałam, mam wersję bogatszą, przeznaczoną do skóry suchej. I tu mały zonk. Krem nawilża naprawdę dobrze, skóra po zużyciu tych 15ml miniaturki odżyła, nabrała ładniejszego koloru, wygląda na bardziej wypoczętą. Tylko, że ja mam cerę tłustą. Albo miałam odwodnioną cerę, nie wiedząc o tym, albo ten krem dla osób z poważnym problemem będzie za lekki.
Wiem, że wiele osób nie lubi Vichy, ale moim zdaniem, ten krem wart jest uwagi. Bardzo dobrze nawilża i koi skórę, nie jest za ciężki. Nabłyszczanie mogę mu wybaczyć.

poniedziałek, 19 marca 2012

Uwaga, peany pieję

Nowa Picasa, nowe efekty zdjęciowe 
Bohaterem dzisiejszej recenzji będzie jeden z produktów, które otrzymałam w Blogboxie.
Cały czas poszukuję idealnego płynu do zmywania makijażu. Rzeczony ideał powinien:
- nadawać się i do twarzy i do oczu
- zmywać wszystko i czynić to szybko, bezboleśnie i dokładnie
- nie wysuszać
- nie kleić się (nienawidzę lepkiej warstwy na skórze!)
- kosztować jakoś rozsądnie




Płyn micelarny Lirene wiele z tych cech spełnia. Nadaje się do całej twarzy, więc wieczorem, będąc na ostatnich nogach, nie muszę się bawić z setką butelek, buteleczek i puzderek. Pachnie bardzo ładnie, cytrusowo, nie zostawia tej okropnej lepkiej warstwy, nie wysusza. Korzystanie z niego to jeden z przyjemniejszych elementów moich wieczornych rytuałów. Mam poczucie, że robię coś dobrego dla siebie i jeszcze mnie to nie irytuje.
Lirene obiecuje rozjaśnienie, usunięcie negatywnych wpływów środowiska i zapewnienie optymalnego poziomu  nawilżenia. Nie mam pojęcia jak z tymi wpływami, ale micel mógłby spokojnie zastąpić tonik, jeśli chodzi o nawilżanie i tonizowanie. Po użyciu twarz jest czysta, gładka i nawilżona.
Minusy? Nie radzi sobie z eyelinerem z Essence (ale nic co posiadam, sobie z nim nie radzi), podobnie z moim tuszem do rzęs. Jednakże jestem w stanie wybaczyć, może przyzwyczaiłam się już do tego, że ideałów nie ma?
W każdym razie uważam go za produkt wielce udany i na pewno kupię sobie więcej. A sobie i Wam życzę tylko takich kosmetyków. 
Macie już swój ideał do demakijażu? Czy może nadal poszukujecie?

sobota, 17 marca 2012

Tag: Musze to mieć

Zasady tagu:
1. Napisz kto Cię otagował i zamieść zasady.
2. Zamieść baner tagu i wymień 5 rzeczy, które znajdują się na Twojej liście kosmetycznych zakupów. Wymień rzeczy, które zamierzasz kupić bądź te, które chciałabyś mieć.
3. Staraj się myśleć kreatywnie i nie przepisywać odpowiedzi od innych.
4. Krótko wyjaśnij swój wybór. Możesz także wkleić zdjęcie każdego kosmetyku.
5. Zaproś do zabawy 5 lub więcej blogerek.
Otagowała mnie ONA oraz ONA za co bardzo dziękuję :)
Jakiś czas temu, tak dawno że aż mi wstyd, zostałam otagowana przez . Odpowiadam więc na tego TAGa w nieco patrykowym nastroju (tak, 17 marca to jedyny dzień w roku, kiedy piwo tak mi smakuje). Co bym chciała mieć:

Rzeczy bardziej dostępne:


 cień i pomadka Bourjois. On w cudnym wiosennym odcieniu 01 Anis (moja mrroczna gotycka natura czuje tu posmak absyntu), ona w kolorze 04 Nudes Dandy (jeśli coś ma w nazwie Dandys, to musi być dobre). Chcę chcę chcę.

Rzeczy mniej dostępne:

 meteoryty Guerlain- miałam je kiedyś i wiem, jaki dają efekt. Nie chcę żadnej edycji limitowanej, chcę te najbardziej podstawowe. Bo one sprawiają, że czuję się jak bogini, o.
 Yes to Tomatos – chociaż nie znoszę kulinarnie świeżych pomidorów, mam wielką chęć na wypróbowanie tej linii.

Całkiem poza moim zasięgiem:
 Luksusowa pielęgnacja cery – która zapewne wcale nie odbiega tak bardzo od dostepnych mi marek. Ale chciałabym móc zanurzyć, palce w słoiczku z luksusowym kremem. Oczywiście, ubrana w balową suknię i perły, a wszystko działoby się w luksusowym hotelu z widokiem na wieżę Eiffle'a.


Opcjonalnie mogę wymienić to na butelkę jakiegoś klasycznego zapachu, np. Chanel 5 (jutro będę miała okazję przetestować!!).

Taguję wszystkich, którzy mają na tego Taga ochotę (Domi, czuj się zobligowana ;)). 
A co Wy uważacie za swoje"Muszę to mieć"?

wtorek, 13 marca 2012

Essence - rozdanie


Śpiący Królewicz jednak się ocknął (budzikiem nie był tu tradycyjny pocałunek a saszetka łososia w galaretce) i zadziałał.
Podsumowanie:
- do rozdania zglosiło się 12 osób
- 11 spełniło wszystkie kryteria i trafiło do losowania.

Wygrała lavender , ktorej serdecznie gratuluję :).
Proszę o przesłanie na maila danych do wysyłki.
Jeśli zwyciężczyni nie odezwie się w ciągu trzech dni, losowanie zostanie powtórzone.


Bardzo dziękuję Wam wszystkim za udział i obiecuję, że to nie ostatnie rozdanie w tym miesiącu. Jak szaleć, to szaleć :)

poniedziałek, 12 marca 2012

Mięta winogrona i Garnier

Zmieniłam komputer, i na razie nie mam jeszcze edytora tekstu, więc wybaczcie wszystkie błędy ortograficzne /literówki. 


Mam też nową Picasę i wpadłam w szał wykorzystywania oferowanych przez nią efektów.

Garniel Youthful Radiance Multi Active Cleansing Gel dostałam jako część zestawu świątecznego, nie widziałam go nigdzie w regularnej sprzedaży. Ma on, według Garniera, zmywać makijaż, przywracać blask a nawet wygładzać drobne zmarszczki. No cud miód i orzeszki.
Albo raczej mięta z winogronami.


Ale normalne zdjęcia też będą, nie martwcie się

opakowanie, poza brzydką czarną pompką nie różni się od zwykłego, tak samo jest z kolorem, zapachem i konsystencją produktu. Zawiodłam się tu strasznie, liczyłam na aromat mięty, a tu stare dobre winogronka. Na wszelki wypadek sprawdziłam, Multi Active ma inny skład niż tradycyjny.
Produkt porządnie zmywa makijaż, oczyszcza, natomiast żadnego przywracania blasku czy wygładzania zmarszczek nie zarejestrowałam. Fakt, że ja zmarszczków jeszcze strasznych nie mam, może przeoczyłam? Za to bardzo porządnie przesuszył mi skórę na policzkach, mimo używania porządnego kremu nawilżającego.
Jako gratis, żel całkiem mi się podoba, ale mistrz świata to nie jest, odpadłby w eliminacjach wojewódzkich.Na pewno nie kupię go więcej, jednak za bubla nie uważam. Ot, taki przeciętniak.

sobota, 10 marca 2012

Niemiecka zielona herbata


Zorganizuje człowiek imprezę w domu, nie ma go dwa dni i po powrocie czuje się zasypany postami. To chyba najmilsza część powrotów do blogosfery :)

Niestety, pogoda taka, że musiałam wrócić do robienia zdjęć w łazience. 
Co prawda baleański haul był całkiem niedawno, ale sześć dni to w sam raz na przetestowanie żelu pod prysznic. A testowałam go i ja i TŻ, a nawet Kot (ten tylko nosowo).
Po kolei, nie mam pojęcia co napisano na opakowaniu, poza tym, że żel zawiera ekstrakt z chińskiej herbaty Oolong, został przetestowany dermatologicznie i ma neutralne dla skóry pH. Producent umieścił opisy po czesku, słowacku, holendersku, ale ja tych języków nie znam, więc analizy obietnic nie będzie.

Tyle tekstu, a ja rozumiem co dziesiąte słowo
Mogę za to napisać, że żel ma ładny przezroczysto- zielony kolor, dobrze się pieni, nie jest za gesty ani za rzadki. Zapach podoba mi się coraz bardziej, jest bardzo orzeźwiający, ale inaczej niż większość produktów, nie zawiera w sobie mięty. Używanie go to sama przyjemność.
Nie nawilża, ale nie wiem czy producent to obiecuje, więc nie mam zastrzeżeń. 

Odrobina żelu na umywalce. Jak widać ma kolor zielonej herbaty, nie rozlewa się nadmiernie.
Na temat wydajności ciężko mi się wypowiedzieć, butelka jest nieprzezroczysta i w dodatku cała zafoliowana. Pojemność jest trochę większa od standardowej, mamy tu 300ml.

Zdecydowanie polecam, na allegro można go znaleźć w naprawdę dobrej cenie. Z tej serii widziałam jeszcze wersję jaśminową, którą zamierzam przetestować.
A wyniki rozdawajki będą, jak tylko Kot Losujący się obudzi. 


czwartek, 8 marca 2012

Przypominajka


Przypominam, że dziś do można jeszcze wziąć udział w malutkim rozdaniu. Do zgarnięcia jest cudo ze zdjęcia.
Zainteresowanych zapraszam TUTAJ

niedziela, 4 marca 2012

Baleański Haul




Nie wiem jak Wy, ale za każdym razem, gdy u Maus czytałam o kosmetykach Balea, budziła się we mnie dzika chęć posiadania ich. Nieosiągalne kusi najbardziej. W końcu zdecydowałam się na zakupy na allegro, uznając że raz kozie śmierć, najwyżej dostanę buble.
Oto co kupiłam. Zaznaczam, że wyrażam tu dopiero pierwsze wrażenia, nie korzystałam z tych kosmetyków tyle razy, by pisać im pełne recenzje. Ale na pewno to uczynię.
napisy na opakowania są tylko po niemiecku, więc wierzę sprzedawcy z allegro na słowo ;)
Balsam do ciała Balea Young – miał pachnieć sernikiem i pachnie. Poza tym jest leciutki, wchłania się błyskawicznie. Nie wiem jak dobrze nawilża, użyłam go dopiero raz.

przyszło przedwiośnie, można już robić zdjęcia w świetle słońca
Peeling do ciała Indian Chai – edycja limitowana. Zawiera mnóstwo małych drobinek, które całkiem nieźle ścierają, fajnie się pieni. Zapach mnie rozczarował, spodziewałam się czegoś ciężkiego i korzennego, tymczasem peeling pachnie dość orzeźwiająco.

jest jeszcze wersja jaśminowa, chyba się na nią skuszę
Żel pod prysznic Herbata Chińska- jedyny produkt, którego na blogu Maus nie widziałam. Pachnie herbatą i fiołkami, jednak nie jest to słodki zapach zielonej herbaty, znany z wielu kosmetyków. Ten jest dużo bardziej świeży i gorzki.
Głębszych recenzji możecie się spodziewać za jakiś czas, jak już trochę potestuję.

Znacie kosmetyki Balea? Macie swoich ulubieńców? Podzielcie się!

Limonka z kokosem


Szybka notka w przerwie socjalizowania kota i jedyne zużycie którym pochwalę się w tym miesiącu. W ramach sprzątania przedkociego wyrzuciłam bowiem wszystkie puste opakowania.


Masło pochodzi ze sklepu internetowego paatal, zakupiłam je skuszona recenzją Orlicy w samym środku największych mrozów. Potrzebowałam czegoś dobrze nawilżającego i wiosennego. Zielony słoiczek i zapach pinacolady to był to czego potrzebowałam.
Kosmetyk ma zielonkawy kolor, w opakowaniu pachnie trochę limonkami i pinacoladą, na skórze już tylko kokosem z ananasem(choć  TŻ wyczuwa marakuję), zapach utrzymuje się chwilę, ale nie dość długo by gryźć się z perfumami. Bardzo dobrze się rozsmarowuje, ma konsystencję rzadkiego masła albo gęstego balsamu. Jeśli nałożymy za grubą warstwę, roluje się potem, ale łatwo wyczuć kiedy już dość i nie przesadzić. Wchłania się na tyle szybko, że stosowałam je nawet rano przed wyjściem do pracy.


Masło zawiera olejki z awokado, mango, shea i kakaowca (tak stoi na opakowaniu). Świetnie nawilża, stosowane regularnie poprawia wygląd skóry. Dzięki zapachowi używanie jest bardzo przyjemne, szkoda że nie ma żelu pod prysznic do kompletu. Jest jednak mało wydajne, wykończyłam słoiczek w dwa tygodnie.  
Polecam na chandrę i te dni, kiedy potrzeba czegoś energetyzującego i wakacyjnego. A także na przedwiośnie. 


Trochę żałuję, że nie kupię kolejnego,  ale postanowiłam nie robić już zakupów w paatal. Nie mam zastrzeżeń do obsługi, czy czasu oczekiwania na paczkę, ale nie odpowiada mi sposób płatności, wygląd sklepu też nie do końca. Jeśli ktoś mi wyjaśni co tam robią kategorie "Apple Computers" i "Top Gear poleca" będę wdzięczna.