sobota, 17 września 2011

Notka o lekkim zabarwieniu erotycznym ;)

Teatrzyk Zielony Balonik ma zaszczyt przedstawić uroczą osóbkę, prosto ze Zjednoczonego Królestwa. Przed Państwem Sex Bomb firmy Lush.

Zdjęcie ze strony phoenix.lush.co.uk

Przyznaję byłam podekscytowana, gdy w moje ręce trafiła charakterystyczna żółta torebeczka. Lush to kultowa firma, każda szanująca się guru na YT ma w swej filmografii recenzję choć jednego produktu tej firmy.


Szybko uwińmy się z suchymi faktami: kula pachnie jaśminem, ylang ylang oraz piżmem(syntetyczne, żadne zwierzątko nie umarło dla przyjemności mej kąpieli),zawiera też mleko sojowe. Producent obiecuje, że w kąpieli poczujemy się jak Kleopatra.

A oto jak panna Sex Bomb prezentowała się mojej skromnej łazience:



Kula jest duża, ciężka i pięknie pachnie. Nie kruszy się, nie roztapia pod wpływem ciepła dłoni, cierpliwie czeka, aż wrzucimy ją do wanny, a wtedy... Żadna kula nie rozpuszczała się tak energicznie, ach te bąbelki, cichy syk, ten róż! Obserwowałam zafascynowana. Polecam złapać kulę i trzymać tuż pod powierzchnią, wtedy można obserwować rozwijającą się różę.

Sex Bomb nie uznaje półśrodków- mimo że mam dużą wannę, woda była intensywnie różowa, pięknie pachniała. Zapach utrzymywał się przez całą kąpiel, intensywny, ale nie drażniący- sądzę jednak że to kwestia gustu i jeśli ktoś nie lubi ylang ylang to będzie cierpiał katusze. Po wyjściu z wanny nie musiałam używać balsamu, a jeszcze rano w łazience unosił się subtelny zapach. Prawdę mówiąc, żal mi go było przykrywać perfumami. 

Sex Bomb idealnie nadaje się do luksusowej kąpieli, takiej filmowej, z kieliszkiem szampana i książką(lub przystojnym współkąpiącym;)). Zawróciła mi w głowie i skradła serce, w porówaniu z nią zwykłe kule  do kąpieli są takie mdłe!

1 komentarz: